Jesteśmy na łasce monopoli – Michał Kołodziejczak, lider protestujących rolników

Z liderem rolników Michałem Kołodziejczakiem z Unii Warzywno-Ziemniaczanej rozmawia Przemysław Witkowski.

Przemysław Witkowski: Dlaczego wyszliście na ulicę?

Michał Kołodziejczak: Klient idzie do sklepu i widzi: 8-10 złotych za półkilową wytłoczkę malin. Na hektarze urośnie 10 ton, to może sobie pomyśleć, że rolnik zgarnia 160-200 tyś zł z hektara. A nie wie, że w skupie za kilogram tych malin dostajemy 1,5 zł. Połowa idzie dla zbieracza. Obaj za to kilo dostajemy po 75 groszy. No, dramat. Takie przebicie jest na wszystkich warzywach i owocach. Czarna porzeczka – 30 gr za kilo. Wiśnia za złotówkę. Ziemniaki: 20-30 groszy. Biała kapusta: 10-15. Czerwona: 30. A w sklepie – dziesięć razy drożej.

Kto na tym tyle zarabia?

Różnicę bierze do kieszeni pośrednik. W Polsce panuje monopol. Czymkolwiek się handluje, a duża sieć tego nie kupi, to jesteś w kropce. Jak dają beznadziejne warunki, to nie możemy powiedzieć, aha, sprzedajemy gdzieś indziej. To praktycznie monopoliści. Jakiś czas temu był problem z pomidorami. Duża sieć marketów nie chciała się zgodzić na cenę producentów. Nie kupowali i tyle. Tydzień woleli dopłacać do hiszpańskich. Co mieli zrobić rolnicy? Na opcję eksport nie mieli co liczyć. Rynek krajowy się zapchał, no i musieli się zgodzić na warunki marketu. Inaczej by im te pomidory w skrzyniach zgniły. Jesteśmy na łasce monopoli. Nie ma alternatywy. Te negocjacje są bezwzględne. Kiedy jest dużo ziemniaka na rynku, ludzie hurtowników mówią nam, że te polskie nie nadają się jakościowo.

A może mają rację?

W Polsce klimat, jaki jest, taki jest. Przejdzie burza, ziemia jest ciężka. Ziemniaki nie urosną takie, jak we Francji, w ich piaskowych ziemiach. One są tam eleganckie jak pomarańcze. Jest to różnica nie do wychwycenia przez konsumenta a wyimaginowany wymóg handlowców działających na naszą szkodę.

Oni biorą warzywa bezpośrednio od was?

Nie, od grup producenckich, które skupują od nas. Do tego, żeby negocjować z marketami, trzeba mieć odpowiednio dużą ilość towaru do handlu. Koalicja PO-PSL naciskała na tworzenie takich grup. Wystarczyło w pięciu ludzi się dogadać, żeby dostać bardzo wysokie dofinansowania. Ludzie kombinowali, jak mogli. Sprzedawali sobie nawzajem samochody, wystawiali faktury, potem dzielili się zyskiem. Do obrotu był bonus, nawet 10% w pierwszym roku, które dodawało grupom producenckim państwo. I oczywiście powstawały zmowy między grupami, które obracały towarami między sobą, za każdym razem kasując od państwa te bonusy. Patologia nie z tej ziemi. Jaki był tego efekt? Wielu rolników zostało oszukanych przez takich wiejskich gangsterów, którzy nabrali kasy od nich, od państwa, a potem się z nią zwinęli, zostawiając ich na lodzie, a grupa upadała. Do tego grupy handlują też towarami z zagranicy, bo market wymaga, żeby niektóre warzywa były zachodnie.

A dlaczego według ciebie markety zamawiają te zagraniczne warzywa?

Bo to zachodni kapitał i chcą kupić od powiązanej ze sobą firmy. Naszym zdaniem Polska traci bezpieczeństwo żywnościowe.

Przecież jesteśmy wiodącym europejskim producentem malin, porzeczek, pieczarek! Co ty opowiadasz?

Niemcy nie chcą od nas kupować. Mają swoje. U nich rynek jest nasycony. Biorą tylko małą część.

Przecież Niemcy to 27% naszego eksportu.

Płody rolne kupują od nas po cenach z naszego rynku, a u siebie sprzedają dużo drożej. To, przy obecnych realiach zamknięcia rynku wewnętrznego UE, w pieniądzu ciągle mało. Jednym z naszych postulatów jest dążenie do rozwiązania problemu rosyjskiego embarga na polską żywność.

Rosja wprowadziła je jednak w odpowiedzi na sankcje UE i polskie stanowisko w sprawie Krymu i Donbasu. Jak mamy niby rozwiązać kwestię embarga bez zostawiania na lodzie Ukrainy?

W których producentów najbardziej uderza to embargo?

Pomidorów, jabłek i warzyw kapustnych. Żeby nie zbankrutować, przekwalifikowują się na inną produkcję, co jeszcze bardziej pogarsza warunki na rynku.

Dlaczego Polacy nie podejmą konkurencji z zachodnimi rolnikami?

Bo przegrywają z dłuższą tradycją, większym kapitałem i lepszym umocowaniem w Unii Europejskiej. I z większymi dopłatami. Francuz dostaje 270 euro dopłaty do hektara, a Polak 207.

Skąd ta różnica?

Tak wynegocjował rząd PSL i SLD przy akcesji. Do tego, kiedy wchodziliśmy do UE, zachodni rolnicy już mieli te dopłaty co najmniej kilkanaście lat. Jeśli chodzi o technologię, organizację, świadomość produkcyjną, doświadczenie, przy nich byliśmy malutcy. Robiliśmy dobre produkty, ale nie byliśmy konkurencyjni. Wygrywaliśmy tańszą pracą, ale nie technologią. Otworzyliśmy granice, oni zrobili u nas swoje sklepy i buch swoją nadprodukcję do Polski. A my naszej nadprodukcji nie mamy gdzie sprzedawać. Jesteśmy zamknięci na swoim rynku, do którego i tak mamy może z 20-30% dostępu. Nie powinno być w Polsce aż tyle sklepów wielkopowierzchniowych. A jeśli już są, to państwo polskie powinno zrobić wszystko, żeby handlowały polskim towarem.

Niby jak moglibyśmy to wymóc na jednolitym rynku UE?

Czesi już tak robią. Cisną przepisy sanitarne, pozataryfowe. Trzeba badać, badać i jeszcze raz badać. Polska to śmietnisko Europy. Zwozi się tu najróżniejsze odpady – śmieci, używaną odzież, samochody. To samo dotyczy żywności. Importerom opłaca się przywozić do Polski towar, którego nie sprzedaliby u siebie. A Polska nie radzi sobie nawet z napływem towarów zagranicznych przepakowywanych już na miejscu i sprzedawanych jako lokalne.