Poza szpitalem tyle osób nie umierało nawet w PRL-u. Pozamykana służba zdrowia gorsza od koronawirusa
W ubiegłym roku w Polsce umarło o 16,5 proc. więcej osób niż rok wcześniej. Ale mniej niż połowę tego przyrostu da się wytłumaczyć oficjalnymi statystykami zgonów z powodu COVID-19. Najnowsze dane GUS rzucają światło na temat. Jest poważny argument na to, że dużo bardziej śmiertelne niż koronawirus okazało się zablokowanie i nieefektywne zarządzanie zasobami służby zdrowia.
- System zdrowia pracował w pandemii na zaledwie dwie trzecie mocy – wynika z oficjalnych statystyk
- To efekt przyjęcia polityki walki z covidem, która zablokowała szpitale. Hospitalizacji było o 34 proc. mniej niż przed pandemią
- Zarządzanie przez wojewodów wywołało zamieszanie w poszczególnych placówkach. Postawienie 30 łóżek covidowych likwidowało 300 innych
- Efekt? Poza szpitalami w Polsce nie umierało tyle osób nawet w ciężkich czasach PRL-u. Ratownicy z karetek nie mogli się doprosić, żeby przyjęto ich pacjentów, co widać już w statystykach
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
W ub.r. umarło w Polsce 477,4 tys. osób, czyli o 67,7 tys. więcej niż rok wcześniej – podał GUS w opublikowanym niedawno Roczniku demograficznym 2021.
Z tego 28,6 tys. przypadków da się wytłumaczyć COVID-19. To co z pozostałymi 39,1 tys. osób? Może to niewykryte przypadki COVID-19? Inne wiadomości wskazują jednak na niewydolność i złe zarządzanie w czasie kryzysu służbą zdrowia, a nie ukryte skutki wirusa.
W tym samym Roczniku demograficznym GUS pojawiła się tablica, która prezentuje statystykę zgonów z podziałem na miejsce zgonu. Okazuje się, że poza szpitalami zmarło aż 249 tys. Polaków, czyli tylu osobom nie udzielono nagłej pomocy medycznej w przygotowanych do tego teoretycznie miejscach. Dla porównania w 2019 r. było to „tylko” 201,6 tys. osób, a jeszcze rok wcześniej 188,6 tys.
Ubiegłoroczne statystyki są gorsze niż nawet w głębokim PRL-u, czyli w 1980 r., kiedy poza szpitalami umierało 202,4 tys. osób, czy u progu wyjścia z PRL w 1990 r. – 208,2 tys.
W swoim domu życie zakończyło w ub.r. aż 187,6 tys. ludzi, czyli o aż 30 proc. więcej niż rok wcześniej. Dla porównania w najgorszym roku 1990 r. dotyczyło to 176,4 tys. osób.
Jeśli uwzględnić nie tylko szpitale, ale i inne zakłady opieki zdrowotnej, to zgonów poza jednostkami służby zdrowia było aż 212,8 tys., czyli o 27 proc. więcej rok do roku. Jak to działało w praktyce i dlaczego wielu obowiązkowo płacącym składki zdrowotne Polakom nie udzielono pomocy w krytycznej sytuacji? Opisał to w marcu w Radiu Zet pulmonolog prof. Piotr Kuna z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi.
30 łóżek covidowych eliminowało 300 zwykłych
– Przez ten roczny okres w Polsce umarło, wszyscy o tym przecież wiedzą i mówią, blisko 40 proc. więcej ludzi. Nie z powodu koronawirusa. Z powodu tak naprawdę tego, że polska ochrona zdrowia przestała leczyć. Przestała leczyć, oświadczam. W większości są to decyzje administracyjne, a nie indywidualne decyzje lekarza – ocenił prof. Piotr Kuna.
Jak to działało i dlaczego w szpitalach nagle ubyło miejsc dla chorych?